miniu89
Administrator
Dołączył: 23 Kwi 2013
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:51, 12 Maj 2013 Temat postu: moja obsesja na punkcie śmierci ... |
|
|
Witam!
Chciałem w tym poście napisać o czymś co jest w moim życiu największym utrapieniem.
Właściwie od dziecinnych lat choruję na obsesje, ale głównym punktem odniesienia w tych obsesjach jest zawsze śmierć.
Samo słowo umieranie nie ma dla mnie dużego znaczenia, bo wiadomo, kto by chciał pożegnać się z życiem mając trzydzieści jeden lat?
Długo można szukać powodów mojego obsesyjnego podejścia.
Między innymi są to czynniki takie jak:
* przewlekły uraz psychiczny w dzieciństwie ze strony ojca psychicznego sadysty
*własne problemy egzystencjalne i niepewna przyszłość
* podłoże chorobowe zwane epilepsją
* nierozerwalna więź z matką
Wszystko to łączy się jakby w jedną całość, nie pozwala mi zapomnieć o śmierci.
Owszem obecnie mam piękne dni, o wiele bardziej spokojniejsze niż 4 lata temu, ale to wszystko ogranicza się do jednej chwili, kawałka, skrawka życia a nie do całości mojego bytu.
To jest trudny psychologiczny aspekt, gdzie nie można w sposób jasny i prosty zniwelować wszystkie objawy obsesji.
Do tych natrętnych myśli dołącza jeszcze autoagresja, czyli agresywne zachowania skierowane na siebie. Jednak w chwili obecnej jest ona bardziej w podświadomości niż w świadomym dążeniu do niej.
Jest to pewny rodzaj, tak mi się wydaje autoagresji utajonej, agresji, która nie jest w stanie się ujawnić z różnych przyczyn sytuacyjnych, środowiska rodzinnego, odpowiedzialności, obowiązku wobec najbliższych.
Wszystko to sprawia, że nawet nie zdaję sobie sprawy z istnienia tego zaburzenia i trzeba by było długo, długo się dopatrywać pewnych jego symptomów.
Kiedy miałem remisję, nic mnie nie wzruszało, "nie cieszyło mnie cierpienie", ale kiedy pojawiają się obsesje to zaczynam odczuwać rozkosz, pustą, niezrozumiałą przez nikogo, chorą.
Czas nie usunie jej, wiem o tym...
Jednak staram się obecnie walczyć z obsesją śmierci i nawet mi się to udaje, choć to trudne.
Bo niby jak walczyć z rozkoszą, z czymś co cię podbudowuje, daje siłę?
Dla wielu może się to wydawać dziwne, ale to jest jak najbardziej autentyczne, nie wyssane z palca, takie uczucia istnieją, sprzeczne, mieszane, nonsensowne i trzeba długo poszukiwać właściwej drogi aby całkowicie nie zbłądzić....
Post został pochwalony 0 razy
|
|