miniu89
Administrator
Dołączył: 23 Kwi 2013
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:14, 28 Kwi 2013 Temat postu: całe oblicze mojej epilepsji połączonej z encefalopatią... |
|
|
Witam
Moja choroba zwana epilepsją, która nie została do końca zdiagnozowana
juz w okresie wczesnego dzieciństwa dawała swoje pierwsze sygnały.
Wrażliwy, zupełnie odosobniony, żyjący w zupełnie innym nierealnym świecie
wytworzonym przez umysł.
W wieku szkolnym miałem duże problemy z akceptacją w nowym środowisku, chociaż moja padaczka nie opierała się i nie jest widoczna, ponieważ nie mam z reguły napadów drgawkowych.
Wszystko przejawiało sie w stanach emocjonalnych, doznań zmysłowych, autoagresji, myśli samobójczych, wielokrotnych stanów wyłączeń, kiedy to okresie dziecięcym dokonywałem okrutnych na sobie rytuałów.
Silna więź emocjonalna z moją mamą wywoływały już od najmłodszych lat problemy z komunikowaniem się, relacjami z innymi. Byla tylko relacja: nadopiekuńcza mama i wrażliwy z niczym nie radzący sobie syn.
Tak można nazwać moje wczesne dzieciństwo.
Później w okresie, kiedy stałem się mężczyzną, zaczęły się jeszcze większe problemy z emocjami; nieokreślone lęki, targnięcia się nawet na własne życie.
Później miałem okres, kiedy bez przerwy trafiałem do szpitala psychiatrycznego. Diagnoza: Border-line, niby, a tak naprawdę z tego samego testu w innym szpitalu psycholog stwierdziła, że testy tego w cale nie potwierdzają. Robione EEG wykazywało drobno-rozsiane, najprawdopodobniej polekowe zmiany rozsiane w półkulach mózgu.
Brałem niezliczoną ilość leków neuroleptycznych i klasycznych psychotropów, które biorę do dziś...
Co prawda udało mi się pokonać w znacznym stopniu autoagresję, jednak ciągle mam bardzo dużą labilność emocjonalną i drażliwość, stany dysforii, braku motywacji do jakiegokolwiek konkretnego działania, co uniemożliwia mi podjęcie długoterminowej pracy zarobkowej, możliwości kształcenia się w jakimkolwiek kierunku.
Bardzo mi to przeszkadza, ale wiem, że oprócz motywacji jestem tak przesadnym wrażliwcem, że każde nawet najmniejsze słowo krytyki jest dla mnie ostrzem w sam mózg.
Nie jestem w stanie pokonać tego zawiłego mechanizmu uczuć, jaki rodzi się w mojej głowie. Z jednej strony myślę:"chcę żyć", zaś z drugiej czuję że :"moje życie nie ma sensu"
Dlatego te szukam ciągle nowych dla siebie rozwiązań i z jednej strony nie poddaję się w swoich dążeniach. Wiem, że udało mi się pokonać coś, co jeszcze nie tak dawno wydawało mi się niemożliwe-pragnienie swojej śmierci.
Teraz wiem,że cierpienie nawet ma sens, choćbym miał mieć tak przez całe życie. Żyję dla innych, odrobinę dla siebie, a czas pokaże jak będzie.
POZDRAWIAM
Post został pochwalony 0 razy
|
|